niedziela, 29 stycznia 2012

FAKE Kyoto Bijutsu Jiken Emaki


Ostatnimi czasy pojawił się nowy typ bohatera. Inteligenty, czasami arogancki, kompletnie nie przystający do otoczenia, ale mający w sobie to coś, by wspomnieć tylko Dr. House'a czy współczesnego Sherlocka wykreowanego dla BBC. W Japonii mieliśmy już do czynienia z podobnym bohaterem w Shinzanmono. Tym razem główną postacią jest kobieta, czterdziestoletnia ekspertka w dziedzinie sztuki japońskiej Urasawa Yu.
W każdym odcinku pomaga policji rozwiązywać zagadki kryminalne wiążące się z japońskimi dziełami sztuki. FAKE Kyoto Bijutsu Jiken Emaki nie wciąga może aż tak bardzo jak Shinzanmono, ale na tyle wystarczająco, że z przyjemnością ogląda się każdy kolejny odcinek. Poza tym za każdym razem mamy do czynienia z pięknymi japońskimi przedmiotami i ich historią, co według mnie jest dużym plusem serialu.

Więcej na oficjalnej stronie. Polecam!

piątek, 27 stycznia 2012

środa, 25 stycznia 2012

the tube.

O kapuseru hoteru, czyli hotelach kapsułowych, w Japonii w sumie wiadomo niewiele. Krążą nawet pogłoski, że to tylko legendy i nikt takowego nie widział. A jednak potwierdzam - istnieją. Nawet jeden przed laty udało mi się wypatrzeć. :) Nie skusiłam się jednak.


Teraz i w naszym kraju mamy możliwość przenocowania w kapsule lub też tubie. Najpierw był Wilson Hostel w Warszawie.


A teraz i w moim rodzinnym Wrocławiu mamy taką możliwość. Całkiem niedawno powstał w samym centrum miasta The One Hostel, który również w swojej ofercie ma kapsuły.


Czy będzie to dobra alternatywa dla standardowych pokoi? Trudno powiedzieć, szczególnie, że cena nie jest zbyt konkurencyjna w porównaniu np. z dormitoriami. Może jednak sprawdzić się jako ciekawostka. W końcu do japońskich kapsuł mamy trochę daleko. :)

Tutaj artykuł na temat wrocławskich kapsuł. A tu artykuł o japońskich kapuseru hoteru. Polecam!

p.s.Zdjęcia kapsuł z oficjalnych stron hosteli.

środa, 18 stycznia 2012

ema.

Kanda Myōjjin, chram shintō, znajduje się w Tokio, niedaleko Akihabary. Prowadzi do niego potężna brama. Zabudowania są przepiękne, żywe barwy, mnóstwo drobnych elementów dekoracyjnych czekających na odkrycie oraz posągi dumnych psów-strażników.




Tym razem odwiedzając chram moją uwagę i obiektyw aparatu L. przyciągnęły głównie wotywne tabliczki ema*. Dość nietypowe. :) Bardziej tradycyjne ema występują z wizerunkami bóstw i symboli najczęściej związanych z shintō. Dawniej na tabliczkach umieszczano obrazki koni, a jeszcze wcześniej ofiarowywano chramom żywe zwierzęta. Zwyczaj ten stawał się jednak coraz to bardziej kosztowny, więc konie zaczęto zastępować posążkami, rzeźbami, a w końcu tabliczkami z obrazkiem. Słowo ema składa się z dwóch znaków kanji: „obraz” (絵) oraz „koń” (馬).

Kilka przykładowych ema:

Engaku-ji, Kamakura

Enoshima-jinja, Enoshima

Ōfuna Kannonji, Tokio

Kiyomizu-dera, Kioto

Hase-dera, Kamakura

Natomiast w Kanda Myōjjin ema wyglądają zupełnie inaczej. Są kawaii, przywołują na myśl postacie z japońskich komiksów i animacji (niektóre ema rzeczywiście są ozdabiane ich wizerunkami). Niektóre wywołują mały niepokój - na pewno warto byłoby przetłumaczyć napisane na nich słowa. Może kiedyś. :)



























Można by pomyśleć, że takie "mangowe" tabliczki wieszane są w Kanda Myōjjin, ponieważ chram ten znajduje się blisko Akiby, mekki mang, anime i gier komputerowych. Jednak z tego rodzaju ema można spotkać się także w innych miejscach, np. w Washinomiya, w chramie, do którego tym razem nie udało nam się dotrzeć... Jedne i drugie formy tabliczek wotywnych są równie ciekawe. "Mangowe" ema bywają ręcznie wykonane, tzn. rysunki są malowane przez odwiedzających chram. Polecam także artykuł na ten temat, w którym autor, Ian Reader, analizuje między innymi życzenia czy też prośby pisane na ema. Bóstwa shintō można prosić o wszystko - od wygranej na loterii, poprzez powodzenie na egzaminie (nawet do chrześcijańskiej szkoły) aż do zwiększenia kieszonkowego. Polecam!

* Oraz kilka ślubów i święto dzieci, ale to innym razem. :)

niedziela, 15 stycznia 2012

Face Food.


W końcu przyszła pocztą - mała książeczka z "munchową" okładką. :) Face Food Recipes przedstawia kilka wybranych przykładów charaben bento. Każdy przepis jest dokładnie opisany, podane są składniki, użyte narzędzia czy triki oraz, oczywiście, autor dzieła. To już jest bardzo wysoka szkoła jazdy - precyzja tych charaben bento mnie powaliła. Zresztą zobaczcie sami. :)





Więcej informacji na blogu autora. Polecam!

wtorek, 10 stycznia 2012

kimiko yoshida.

"My self-portrait is a still life. I disappear into the background. There is no search for identity in my work. I know that identity doesn’t exist. There are only infinite layers of me. If I peel them back, like the skin of an onion, there will be nothing underneath."


Kolejne przypadkowe odkrycie w sieci. :) Kimiko Yoshida to japońska artystka, która tworzy autoporterty, dla których znajduje wiele inspiracji, między innymi panny młode z różnych kultur świata czy mistrzowie malarstwa europejskiego.





Więcej na stronie artystki. Polecam!

niedziela, 8 stycznia 2012

rolling with bananas.


Ostatnimi czasy zastanawiałam się, z czym można by jeszcze zrobić sushi, żeby było coś nowego. Może banan? Okazało się, że niektórym już się udało. I potwierdzam - da się. :) A że mało nam było jeszcze emocji, postanowiliśmy po raz pierwszy zrobić własnymi rękami "wywrócone na drugą stronę" Callifornia Rolls. Nie jest to takie, trudne, jak myślałam. :)

Co potrzebujemy:

ryż
sprasowane wodorosty nori
biały sezam
serek kremowy typu philadelphia
banan
awokado
wasabi

Co robimy:

Przygotowujemy ryż jak do każdego sushi. Następnie rozkładamy na macie bambusowej nori i w całości pokrywamy je warstwą ryżu. Kolejnym krokiem jest obsypanie ryżu sezamem i uklepanie, aby jak najwięcej ziarenek się przyczepiło. I tu najtrudniejsza część - trzeba całą tę kompozycję odwrócić na drugą stronę. :) Kiedy już uda nam się to zrobić, nakładamy serek na mniej więcej 1/3 część nori, następnie kawałki banana i awokado. Można dodać także nieco wasabi. A potem zwijamy. Kawałki wychodzą dość spore. :) Należy podawać z sosem sojowym. I smakować. Do woli. :)

sobota, 7 stycznia 2012

Outrage アウトレイジ Autoreiji Wściekłość


Lubię Takeshi Kitano i co jakiś czas sięgam po film z jego udziałem. W ciemno. Nie inaczej było i tym razem. :) We Wściekłości gra nieustępliwego yakuzę, który zostaje wmieszany w wojnę dwóch potężnych bossów. Nic nowego, powiecie. I w sumie będzie to święta prawda. Ale. To, co odróżnia Wściekłość od innych filmów tego typu, które widziałam, to zawiła intryga ciągnąca się przez cały film oraz pokazanie przestępczego światka w trochę inny sposób niż robią to na przykład produkcje amerykańskie. Tam często gangster to człowiek z forsą, furą i garniakiem od Armaniego. U Kitano bycie gangsterem to ciężka praca, powolne wspinanie się po szczeblach kariery i ciągła czujność. Za porywczość, brak lojalności i rozwagi płaci się swoim życiem. Lub palcem. :)



Więcej informacji tutaj i tutaj. Polecam!

p.s. Powstaje już część druga. :)

środa, 4 stycznia 2012

Manazuru.


"A żyć zwyczajnie wcale nie jest łatwo. Jest przecież tyle możliwości przeżycia czegoś niezwykłego. Lecz wszystko, co niezwykłe, wcześniej czy później musi się popsuć. Nie sztuka dać się zniszczyć w ten sposób. Sztuka jest wytrwać w zwyczajności."

Manazuru naprawdę istnieje. To nadmorska miejscowość, rodzinne miasto męża głównej bohaterki, jest miejscem akcji powieści Hiromi Kawakami. Kei raz po raz pojawia się w Manazuru. Coś ją tam ciągnie, przywołuje, a może i ktoś na nią czeka - dawno zaginiony, ale nigdy niezapomniany mąż? W Manazuru spotykają się dwa światy - ten codzienny i rzeczywisty, z tym onirycznym i wyobrażonym (w naszej głowie). Kei wędruje poprzez te światy, widzi/przeżywa wydarzenia przeszłe i teraźniejsze, splata je ze sobą. Gdzie kończy się jej droga? Na to pytanie musimy spróbować odpowiedzieć sobie sami. Manazuru zdecydowanie bardziej przypadło mi do gustu niż Nadepnęłam na węża, poprzednia powieść Kawakami, którą czytałam.

Więcej na stronie wydawnictwa. A ciekawa recenzja tutaj. Polecam!

(Cyt. za: Hiromi Kawakami, Manazuru, Kraków 2011, s.85.)